|
megulencja.blogspot.be |
As you remember I went to Paris with my parents at the beginning of August. Straight from the Gare du Nord we take the metro and went to our “apartament” as we call the place where we always stay during our trips. Located in the heart of Paris, just nest to the Place Invalides. There is a stone's throw to every place in the city. We even go on Montmarte on foot, because it is best way to explore this magical city. We left our luggage and headed back to the subway to go to the end station of line. 4: Porte de Clignancourt. And there only few steps divided us from the Marche aux Puces, the largest antique market in Europe. Its history dates two hundred years ago and started from Pecheurs de Lune, the lunar hunters, who were none other than the homeless bums rummaging in dustbins in search of "treasures" which they could be sold during the day under the walls of the city. Over the years, the marketplace was becoming bigger and bigger, until 1855 when the authorities decided to make the order of "shopkeepers". They define the boundaries of the market and impose fees for merchants.
Our excitement dimmed a bit when we left the subway, and we saw a completely different face of Paris: dirty, noisy and devoid of the wonderful architecture. I felt like the city ended in this place. However undeterred by this sight we walked in the direction of the place where should be a market. Once past the overpass to our eyes appeared a small street overshadowed by colorful stalls with clothes, shoes and electronics "something". Low buildings, small shops with antiques next to each other (most of them closed), all of a sudden a crossing in a narrow alley between the walls. We took a chance and so we ended up at Les Puces, a maze of antique shops, in which prices make our knees soften. Shopkeepers are connoisseurs, collectors, not just any kind of traders. You cannnot bargain with them.
When think you are leaving that labyrinth you suddenly enter Art Nouveau hall on the other side of the street, which also offers furniture, paintings, trinkets from the time of Louis XIV, everything you want. We got dizzy from the variety and prices that are just too high. It is certainly an interesting experience for lovers of things with history, but I much more enjoyed the Place Jeu de Ball in Brussels, about which I wrote recently.
Market is open every Saturday and Sunday 9-18 and on Mondays 11-17. Prepare comfortable shoes if you want to "visit" all shops because the whole market is up 7 acres!
Do Paryża wybrałam się, jak niektórzy pamiętają, na początku sierpnia. Prosto z Gare du Nord przejechaliśmy metrem do naszego „mieszkanka”, jak nazywamy miejsce, w którym zawsze się zatrzymujemy. Znajduje się w samym sercu Paryża, tuż przy Placu Inwalidów. Stamtąd wszędzie jest rzut beretem. Nawet na Montmarte chodzimy piechotą, bo tak najlepiej zwiedza się to magiczne miasto. Zdążyliśmy zostawić walizki i udaliśmy się z powrotem do metra, aby pojechać na końcową stację linii nr. 4: Porte de Clignancourt. A stamtąd już tylko kawałek dzielił nas od Marche aux Puces, największego targu staroci w Europie. Jego historia sięga dwustu lat wstecz i zaczęła od Pecheurs de Lune, czyli księżycowych łowców, którzy byli nikim innym jak bezdomnymi kloszardami grzebiącymi w śmietnikach w poszukiwaniu „skarbów”, które w ciągu dnia mogli by sprzedać pod murami miasta. Przez lata targowisko stawało się coraz większe i większe, aż w 1855 roku władze Paryża postanowili zrobić porządek ze „sklepikarzami”. Wytyczono granice targu i wprowadzono stałe opłaty dla handlarzy.
Nasze podekscytowanie trochę przygasło, gdy wyszliśmy z metra, a naszym oczom ukazało się całkiem inne oblicze Paryża: brudne, hałaśliwe i pozbawione tej cudownej architektury. Czułam się trochę jakby tu właśnie kończyło się miasto. Nie zrażeni jednak tym widokiem szliśmy dziarskim krokiem w stronę miejsca, gdzie miał znajdować się targ. Minąwszy wiadukt naszym oczom ukazała się niewielka ulica przyćmiona trochę znajdującymi się tam kolorowymi straganami z ubraniami, butami i bliżej nieokreślonym sprzętem elektronicznym. Niska zabudowa, małe sklepiki z antykami obok siebie (większość pozamykanych), aż tu nagle jakieś przejście w wąską alejkę między murami. Zaryzykowaliśmy i tak znaleźliśmy się w Les Puces, labiryncie sklepów z antykami, których ceny sprawiały, że miękły nam nogi w kolanach. Sklepikarze to znawcy, kolekcjonerzy, a nie byle jacy handlarze. Z nimi się nie utargujesz.
Gdy opuścisz labirynt już po drugiej stronie ulicy wciągnie Cię hala w stylu secesyjnym, która także zaoferuje meble, obrazy, bibeloty z czasów Ludwika XIV, wszystko czego sobie zapragniesz. Dostaliśmy zawrotów głowy od tych rozmaitości i cen o zbyt wielkiej ilości zer. Z pewnością jest to ciekawe doświadczenie dla miłośników przedmiotów z historią, jednak mi zdecydowanie bardziej podobało się na Jeu de Bal w Brukseli, o którym pisałam ostatnio.
Targ otwarty jest każdą sobotę i niedzielę w godz.: 9-18 oraz w poniedziałki w godz.: 11-17. Przygotujcie wygodne obuwie, jeśli chcecie wszystko „zwiedzić”, bo całe targowisko ma aż 7 hektarów!
|
megulencja.blogspot.be |
|
megulencja.blogspot.be |
|
megulencja.blogspot.be |
|
megulencja.blogspot.be |
|
megulencja.blogspot.be |
|
megulencja.blogspot.be |
|
megulencja.blogspot.be |
|
megulencja.blogspot.be |