What to do when from the beginning of the day the energy of the universe is definitely against you? Yu don’t know why the alarm turned off itself, coffee spilled on shirt on your way to work, metro departed earlier , you are late for a meeting, at your desk jet landed with urgent documents, and a nasty colleague pointed out to you that you gain weight. Unfortunately, everyone has the days like those. No, mine was not so tragic. But there are such moments sometimes that only little trifle can move me out of balance or shake my perfectly-ordered day. What to do?
Honestly, I'm far from perfect when it comes to dealing with such situations. At work often help me a cup of coffee and detachment from the documents for 10 minutes. Sometimes I go out for a short walk to a nearby park. After this break, I’m once again motivated and ready to work. It is worse, when the next day in a row fate is against me. Then I just cry (I know, I know: the typical solution for woman). I'm coming home, I cry my sorrows, I take a hot bath and go to bed early. The next day I wake up like a newborn. Suddenly the rain outside the window no longer rumble, comes a beautiful, warm sun, kindly neighbor smiles to me, metro arrives on time, at work I shine in front of superiors, and Mik praises me, that looks beautiful!Say what ways do you have to deal with worse times? How do you handle stress? Any advice welcome :)
Co robić, gdy od rana energia wszechświata jest definitywnie przeciw Tobie? Budzik w przedziwny sposób po prostu się wyłączył, bluzka zalana kawą w drodze do pracy, metro ucieka, w pracy spóźniasz się na spotkanie, na Twoim biurku wylądował odrzutowiec z pilnymi dokumentami, a wredna koleżanka zwróciła ci uwagę, że chyba przytyłaś. Niestety każdy ma czasem takie dni. Nie, mój nie był aż tak tragiczny. Jednak są czasem takie chwile, że drobne błahostki potrafią wyprowadzić mnie z równowagi lub zachwiać moim idealnie uporządkowanym dniem. Co wówczas robić?
Szczerze powiedziawszy jestem daleka od perfekcji jeśli chodzi o radzenie sobie z takimi sytuacjami. Podczas pracy najczęściej pomaga zrobienie sobie kawy i oderwanie się od dokumentów na 10 minut. Czasem wychodzę na krótki spacer do pobliskiego parku. Po takiej przerwie jestem znów zmotywowana i gotowa do pracy. Gorzej, gdy kolejny dzień z rzędu los się do mnie nie uśmiecha. Wówczas pomaga wypłakanie się (wiem do typowo kobiecie). Wracam do domu, wypłakuję swoje smutki, biorę gorącą kąpiel i kładę się wcześniej spać. Następnego dnia budzę się jak nowonarodzona. Nagle deszcz za oknem przestaje dudnić, wychodzi piękne, ciepłe słońce, sąsiadka uśmiecha się życzliwie, metro przyjeżdża na czas, w pracy błyszczę przed przełożonymi, a Mik chwali, że pięknie wyglądam!
Powiedzcie jakie Wy macie sposoby na walkę z gorszymi chwilami? Jak radzicie sobie ze stresem? Wszelkie rady mile widziane :)
megulencja.blogspot.be |
megulencja.blogspot.be
|
Recently, I console myself with the various variations of strawberry :D
W ostatnim czasie pocieszam się także różnymi wariacjami truskawkowymi :D
Ciężko mi coś poradzić, bo ostatnio mam problemy z dobrym nastrojem... Gdyby nie mój kochany mąż to chyba bym w ogóle zwariowała...
OdpowiedzUsuńMnie dzisiejsza pogoda doprowadza do takiego nastroju - to dzisiaj u nas w pl belgijska pogoda ;)
OdpowiedzUsuńa truskawki to całkiem niezłe pocieszenie ;)
Ostatnio pocieszałam się truskawkami z bita śmietaną. ^^ No ale tak zazwyczaj pociesza mnie mąż. ;)
OdpowiedzUsuńDo fashionable: W drugiej połówce zawsze oparcie :D
OdpowiedzUsuńDo Ptacha: Dziś u nas duszno i słońce, ale ominie mnie ta pogoda, bo od świtu do nocy jestem w klimatyzowanym biurze :/
Do Marta Jaworska: Ja wybrałam wariant w jogurtem naturalnym i miodem :)
Mi ostatnio potrzebna jest jakaś książka... Jedna książka na miesiąc to za mało.
Usuńczekam aż samo przejdzie, a tak serio to chyba nie ma złotego środka, więc tylko sie pocieszać starym powiedzeniem: że po burzy zawsze wychodzi słońce :)
OdpowiedzUsuńLoki po termolokach utrzymują się jakieś 2 godziny bez lakieru, a po spryskaniu lakierem wytrzymały jakieś 5-6 godzin w imprezowych warunkach :D
OdpowiedzUsuńOh my! Looks delicious!!! If you have a chance, please visit my blog!
OdpowiedzUsuńNo cóż... Poruszyłaś temat na który mógłby śmiało powiedzieć coś mój narzeczony ;) Kompletnie nie radzę sobie ze stresem, wiem o tym, mówię głośno i chcę coś z tym zrobić. Z każdej małej błahostki robię ogólnoświatową histerię. Najczęściej oczywiście płaczę w poduszkę, chodzę struta, a gdy z równowagi wyprowadza mnie komputer to rzucam myszką - potem się z tego śmieję za każdym razem ;p
OdpowiedzUsuńPłacz, pomaga mi najbardziej. Gorąca herbata z cytryną i coś smakowitego do zjedzenia :)
[kota szukam!]
Do AnnaA-G: Tak, myślę, że kupienie sobie jakiejś drobnostki też może pomóc :)
OdpowiedzUsuńDo thesimplicityfashion: Tak samo mawia mój brat :D
Do narratorka: Dzięki za odpowiedź:)
Do Fashionable Memories: Thanks, I will :D
Do bleufountain: Mam zupełnie tak samo! Dużo płaczu, dużo nerwów i smakowitości :)
Miseczka takich truskawek wieczorem po ciężkim dniu byłaby bardzo dobra...potem duża dawka snu i o poranku zapomniałabym już o zmartwieniach z poprzedniego dnia, pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuń