środa, 13 czerwca 2012

Paris forever

Living in Belgium pulls together many advantages, and the greatest of these is its location. There is no problem to visit the Netherlands, Germany, and even crossing the ferry to visit the UK or take a trip to France. Today’s entry will be about the capital of the last one. It may seem boring, that I like in Paris (most people like it), but it's hard to deny that the city was not impressive. True, my dear do not like to go there. He is annoyed by crowds of tourists flowing into most of the streets and alleys of Paris. But for me this city is magical. Being my first time there was running from monument to monument, but the next visits I spent on slow walks in the morning trough empty streets of Paris. I still remember how I walked down the street St. Dominique toward the Eiffel Tower. The smell of freshly ground coffee and baguettes. There is my favorite bulangerie. The local bread reminds me of the term "symphony of crunch" from movie Ratatouille. Soon I stopped to use a map of Paris. It's much easier to unwittingly discover something than keep to the designated route. How do you think?

Mieszkanie w Belgii ciągnie za sobą wiele plusów, a największym z nich jest jej położenie. Nie ma problemu by wstąpić do Holandii, Niemiec, a nawet przepłynięcie promem do Wielkiej Brytanii czy odwiedzenie Francji. Temu ostatniemu krajowi, a raczej jego stolicy, poświecę dzisiejszy wpis. Może wydawać się oklepane, że podoba mi się w Paryżu, ale ciężko zaprzeczyć by to miasto nie zachwycało. Co prawda mój ukochany nie lubi tam jeździć. Denerwują go tłumy turystów przepełniających większość ulic i uliczek Paryża. Jednak dla mnie to miasto jest magiczne. Będąc tam pierwszy raz biegłam w szaleńczym tempie od zabytku do zabytku, ale już kolejne wizyty spędziłam na powolnych spacerach o poranku pustymi uliczkami budzącego się Paryża. Wciąż pamiętam jak przechadzałam się ulicą St. Dominique w stronę wieży Eiffla. Zapach świeżo mielonej kawy i bagietek. Znajduje się tam moja ulubiona bulangerie. Z tamtejszym pieczywem kojarzy mi się określenie z filmu Ratatouille „symfonia chrupnięć”. Szybko przestałam korzystać z mapy w Paryżu. O wiele szybciej można coś odkryć spacerując bezwiednie niż trzymając się ściśle wyznaczonego kursu. Jak uważacie?

megulencja.blogspot.be

7 komentarzy:

  1. Hi,nice blog,love Paris.
    I wonder if you would like to follow each other : ).

    http://www.glossylala.blogspot.co.uk/

    Happy blogging.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Thanks for dropping by. I hope you will visit me more :) And sure, I like to see you blog.

      Usuń
  2. Tak samo jak Ty uważam, że znacznie przyjemniej wędruje się swoimi ścieżkami, niż trzymając się tych wyznaczonych przez kogoś w przewodniku. Cudownie musi być mając Paryż na wyciągnięcie ręki...:)Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak, tak! Ja nawet doszłam do tego, ze najpierw włóczę się, a potem dopiero sprawdzam w przewodniku, co widziałam :-) Tak jest dla mnie duzo lepiej. Świetny opis Paryza! Symfonia chrupnięć! Ha!

    OdpowiedzUsuń
  4. Do Roma:
    Gdyby jeszcze bilety kolejowe były ciut tańsze ;) Pozdrawiam ciepło!

    Do Agnieszka:
    Dzięki. Ja kiedyś szukałam jakiegoś zabytkowego kościoła, ale znalazłam go dopiero gdy się zgubiłam :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Paryż jest wart odwiedzenia o każdej porze roku :) Miłej podróży!

    OdpowiedzUsuń
  6. Zastanawiałam się, jak to się stało, że dopiero do Ciebie trafiłam, a teraz nawet nie mam opcji, żeby Cię zatrzymać na dłużej :),
    czuć i smakować jak miasto budzi się do życia, uwielbiam, gdziekolwiek jestem, i w każdym miejscu wydeptuję swoje ścieżki, świadomie lubi intuicyjnie...

    OdpowiedzUsuń